Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 050.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zamyślony, podniósł głowę dopiero gdy je zobaczył i z uśmiechem skłonił się Julce, której oczy jak w tęczę wlepione były w niego.
— O! co teraz, szepnęła Julja do Marji, to go niepuszczę aż mi się zaprezentuje.
— Dziecię, zlituj się, przerażona zawołała towarzyszka — zrobisz dzieciństwo.
— Niebój się — będę bardzo rozumna.
Nieznajomy zatrzymał się o kilka kroków. Przepraszam, rzekł: przestraszyłem panie znowu, potrzeba takiego wypadku, żebym już drugi raz zabłądził w cudzy las i zawsze tu.
— Widać, żeś pan obcy w tej stronie; rzekła Julka.
— Tak, od niejakiego czasu, rumieniąc się odpowiedział młody chłopiec — chociaż
— Ja niepojmuję jak tu zbłądzić można, lasy nasze tak małe.
— Ale góry i wąwozy, jamy, dla kogoś, co ich zapomniał, całkiem bałamucą.
— Pan jak widzę lubi polowanie.