Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 052.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż kiedy daleko piękniejszy mi się jeszcze wydawał gdy nosił.
— O! chciał się oswobodzić!
— Pan mieszkasz daleko? niecierpliwie spytała Julka.
— Nie bardzo.
— Bo słońce zachodzi, a może —
— O! spojrzał na słońce — Lebed zaniesie mnie, choćby o mil trzy przed zachodem słońca.
Marja nic nie mówiła, niespokojna, tylko okiem mierzyła nieznajomego ciekawie, smutno jak zawsze; on także kilka razy spojrzał na nią.
Nadszedł ogrodniczek z ogromną wiązką kwiatów, i to przerwało rozmowę. Niebyło czem związać zerwanych roślin, i gdy się około nich zajmować poczęła Marja, nieznajomy skoczył z konia lekko, dał go w ręce Stasiowi, a sam odwiązawszy zielony sznur od myśliwskiego rogu, ofiarował go do skrępowania rozsypujących się starodubów, polnych róż i kampanulli. Obie panny