Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 054.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— O na ten raz, to coś doprawdy niepospolitego, jakaś tajemnica — niechcieć powiedzieć nazwiska!
— Gorzej moja Julko, żeś tak niepotrzebnie wdała się w rozmowę.
— Marjo! ty zawcześnie mniszką siebie i mnie chcesz zrobić w dodatku. Cóż tak złego, rozmowa! obojętna!
— Mówiłaś tak żywo.
— Wiesz że inaczej nieumiem.
— Co on pomyśli o nas.
— Co? żeśmy młode i ciekawe.
— A jeśli powie sobie — zalotne?
— Marjo droga, alboż my tego potrzebujemy? mój Boże — nie dośćże jednego spojrzenia twoich ciemnych łzawych oczów, moich niebieskich wesołych, żeby uplątać człowieka. — I przyznam ci się, patrzałam na niego z całej siły, a jeśli go to wejrzenie nie zapali, nie rozmarzy, nie pociągnie, o! gotowam jak ty wstąpić do klasztoru.