Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 057.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Poprosisz do mnie pana Łady.
— Natychmiast jw. pani. I wyprostowany starzec odwrócił się i wyszedł.
— Teraz dziecię, proszę cię, przejdź za krzesło moje, weź książkę w rękę i jak mnie kochasz do niczego się nie mięszaj.
— Jak mnie kochasz! powtórzyła babunia, a nad to zaklęcie nie było dla Julki większego. — Siadła więc za staruszką i milczała, bo już poważny krok pana Łady dawał się słyszeć w sąsiednim pokoju.
Łada, stary szlachcic, dobrej duszy, tęgiego wąsa, okrągłego brzucha, był rządzcą majątku starościnej. Poczciwy człowieczysko, zagorzały myśliwiec, miał tylko jedną wadę, że był gaduła nieznośny, zaczepiwszy go, odczepić się od niego nie było podobna. Od słówka do słówka, z myśli na myśl naskakując, zapytany o pogodę, opowiadał całe życie swoje. —
Miło było spojrzeć na starego Ładę, którego rumiane policzki, wesołe oko, uśmiechające się usta, czoło wypełzłe trochę,