Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 061.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

po setny raz mu opowiadając, jak w r. 1812 Kozacy go zbili, jak uciekał, jak się w lesie chował, jak mu tam jeść nosiła nieboszczka żona, jak potem przez wdzięczność ją poślubił, jak go gryzła, jak go męczyła, jak umarła, jak po niej płakał i td. —
Wojciechowi nogi od stania mdlały, ale wstydził się do tego przyznać, żeby nieprzypisano wiekowi, co on sam tylko na znużenie zwykł był składać.
Następne dnie upłynęły w zupełnie próżnych poszukiwaniach czynnego p. Łady, który rad z pretextu ugadał się przynajmniej do chrypki. Niepospolicie jednak martwiło go niepowodzenie i przed oczy starościnej nieśmiał się stawić. Nikt w okolicy nieznał ani młodego człowieka, ani siwego konia.
Wnosząc z kierunku w którym przybywał, i drogi jaką odjeżdżał, rządzca w jedną szczególniej kierował się stronę, ale nie było kąta któregoby nie splondrował, a napróźno. —