Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 107.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mał nareszcie, że czas było Janowi się ożenić, począł tedy w tym przedmiocie gawędę; ale syn odpowiedział, że niema wcale ochoty do ożenienia.
— Jakto żebyś asan nie miał do tego ochoty, co Pan Bóg przykazał? rzekł stary powoli. Toć to i czas, choćeś nie przestarzały jeszcze; ale człek bez towarzysza, to strzelba bez kolby. — Jużciż mi taki na starsze lata wnuka potrzeba, umierać tak niechcę.
— O mój drogi ojcze, rzekł Jan całując go w rękę — pożyjesz jeszcze i da Bóg doczekasz. —
— Ale coś bo waść mi dziś nie w swoim sosie, powiedz no co to jest?
— Nic mi ojcze — tak coś niezdrowo. —
— A na niezdrowie, to znowu niema jak koń i świeże powietrze. To jak ręką ujmuje chorobę — rzecz doświadczona.
Jan ulegając staremu, kazał osiodłać siwosza i zdawszy się na jego wolę, wyjechał z Jarowiny ku Dąbrowie. Koń który