Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niewiem, ale mi się zdaje, że kiedy ktoś znając tych co go otaczają, sam przywdziewa na siebie maskę — jest w tem coś jakby walka nierówna. —
— Jestże walka? któżby chciał mną się tak dalece zajmować.
Julja mocno się zarumieniła; Marja zmięszała się za nią i za siebie.
— Wracajmy, rzekła po cichu.
— O! nie! nie, nie uciekajcie panie, żywo przerwał Jan, nie będę przerywał przechadzki, wiem jak nieprzyzwoicie zrobiłem, żem się tu dziś znalazł znowu — odchodzę — i pod dęby nie powrócę. —
— Chwilkę tylko jeszcze — zawołała pospiesznie Julja — nie wezmiesz mi pan za złe tego, co większa część jego rówieśników potępiłaby we mnie?
— Nierozumiem czy bym miał siłę potępić co w pani. —
— A! dziękuję za grzecznośc! — Więc nie będziesz pan mi miał za złe, że naszą