Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 143.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak koziołek? nieprawdaż? — Ja piszę, babcia podpisuje — posyłamy i rzecz skończona.
I Julja tak potrafiła przynaglić staruszkę, że nim się ściemniło, wysłano list do Jarowiny.
Nazajutrz przybywał Jan po południu, w chwili właśnie, gdy babunia usnęła była po swoim postnym objedzie, a dwie panienki w saloniku siedząc, półgłosem czytały. Tentent konia wstrząsł Julją. Marja pobladła tylko i spuściła głowę na krosienka.
— To on! szepnęła Julja, i w tej chwili Jan bledszy także niż za zwyczaj, odemknął drzwi salonu.
— Cicho! na palcach! zamiast przywitania szepnęła Julja — Babcia spi — siadaj pan. I wskazała mu krzesło obok siebie.
— Konno pan przyjechałeś?
— Jak zawsze. —
— W takie gorąco?