Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 147.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto? porzucisz pan starego ojca?
— Wrócę wkrótce do niego, teraz mam obowiązki powołujące mnie do Litwy.
— Wielka szkoda, moje panny rachowały już na pana, jako na tancerza, na jesień i zimę.
— Któż wie, może nie zmylę rachuby i powrócę.
— Powracaj pan, u nas się bardzo dobrze bawią. —
Zaturkotało.
— Któś przyjechał? spytała staruszka. Julja wyjrzała oknem.
— Pani podkomorzyna. — A! to wybornie, jeszcze niewie kto pan jesteś — cicho! cicho! I pobiegła ku drzwiom, któremi już wtaczała się dostojna kuzynka z panną Matyldą, trzymającą lornetkę w ręku, flakonik w drugiem. Trzeba wiedzieć, że Tysia miała słabe oczy, słabe nerwy, słabe piersi, i chorowała na rodzaj melancholji, który cierpią wszystkie panny niemogące pójść za mąż. — Od roku poka-