Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czym nie pokrytej nienawiści, gniewu i wszystkich płynących z nich uczuć.
Żółty, zmarszczony, z ogromnemi oczyma czarnemi błyszczącemi ogniem dzikim, z usty, które po wypadłych zębach jeszcze dziwniejszy wyraz dumy i wzgardy przybrały, z wielkiemi białemi uszami, łysą na wpół głową, której czaszka guzowata i nieforemna najeżoną resztą włosów pozostałych opasana była — podszedł ten osobliwszy gość śmiało i srogo oglądając się do koła, aż ku starościnie. Pocałował ją w rękę od niechcenia, uśmiechnął się niby Julji, kiwnął głową reszcie, zmierzył z podziwieniem Jana i padł na krzesło, tyłem się ku niemu zwracając.
— Kaducznie trząska droga odemnie do starościnej! zawołał — trąc ręką po czole.
Wszyscy milczeli zmróżeni przybyciem prezesa — był to opiekun Julji. Najmniej jednak wrażenia na niej uczynił, płacąc za niegrzeczność jego, poszła do Jana sama, śmiało, i zaprosiła go w ganek, gdzie