Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 154.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pomniawszy podpierać się laską, założywszy w tył ręce, poszedł w ganek. Przekulał dwa czy trzy razy wzdłuż balkonu zawsze z oczyma wlepionemi w Jana, którego pożerać się zdawał, nareszcie zastanowił się na przeciw niego, milcząc szydersko i zjadliwie popatrzał mu w oczy, a widząc że się Jan nie mięsza, odszedł. —
— Temu panu, rzekł Jan do Julji — widocznie nie przypadłem do smaku.
Prezes posłyszał dość głośno wymówione wyrazy.
— Zgadłeś pan, rzekł grubijańsko.
Jan się ukłonił tylko. — Niechże mnie pani zaprezentuje.
— Pan Jan Darski! śmiało przemówiła Julja.
— Wiem o tem! I z gniewem się odwrócił.
Widocznie chciał upokorzyć, chciał wypędzić przybysza, a wahał się i nieśmiał jeszcze.