Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 158.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Julja, która nie słysząc wszystkiego, domyśliła się przecie rozmowy, drżąc ze wzruszenia także nalewała herbatę. Widząc powracającego Jana spojrzała na niego — ale jakim wzrokiem? Jedno wejrzenie takie mogło wieki mąk piekielnych nagrodzić. Starościna czując się nie bardzo silną i zdrową, usunęła się do swego pokoju, a podkomorzyna wyszła na ganek prezydować przy herbacie.
Prezes latał kulejąc po ogrodzie, zgrzytając resztą żółtych i czarnych zębów. —
Jan jak po bitwie osłupiały w dziwnym myśli chaosie spoczywał, marzeniem jakiemś zdawało mu się wszystko co doznał i przebył. Niemógł się zmusić do uśmiechu, do rozmowy, do wcielenia się w towarzystwo — był zabity. Wzrok tylko Julji odżywiał go powoli i z odrętwienia wychodził.
— Co zrobić? mówił w sobie, co zrobić — porzucić dom ten — porzucić ją — wyrzec się —! Niemogę, zapóźno! Lecz co za