Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 165.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Staruszka jak zwyczajnie siedziała w swojem krześle i ochłonąwszy z przykrego wrażenia, jakie na niej zrobiło obejście się prezesa z Darskim, oczekiwała zapowiedzianego gościa.
Wszedł kulawy i usiadł naprzeciw.
— Cały jestem w pasji, rzekł po chwili, niespodziewałem się tu zastać tego chłystka.
— Mój prezesie, cóż za dziwne uniesienie.
— Pani niewiesz jak ich nienawidzę.
— Czas było zapomnieć.
— Nie zapominam nigdy.
— To źle, to źle, to niepochrześcijańsku.
— Już jak to jest, to jest, a tak być musi. I proszę pani, żeby tu więcej nie bywał.
— Dla czego, prezesie?
— Bo ja tego sobie nie życzę.
— Nie widzę przyczyny, kochany prezesie.
— Starościna rozumieć mnie niechcesz, a więc nie obwijając w bawełnę, powiem