Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 171.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— O mój Boże, odezwała się nareście, otoż to moja niedołężna starość, dopuścić do tego, żeby pierwszy nieznajomy, Bóg wie kto, zawracał głowę dziecku najdroższemu...
Upamiętała się Julka i po cichu rzekła:
— Głowy mi nie zawrócił, — ale czuję, że gdybym go nigdy, nigdy zobaczyć nie miała, na całe życie smutną — może nieszczęśliwą bym była. Ja go nie kocham jeszcze, ale niewiem, niewiem — coś mnie pociąga.
— Cicho! cicho! na miłość Bożą, cicho! a nuż kto posłyszy! dziecko moje! zlituj się nademną! kara Boża! kara Boża. —
I zniżając głos dodała:
— Widziałaś go ledwie kilka razy, po chwilce, nieznasz, niewiesz — to dzieciństwo. —
— Tak to dzieciństwo — sprubujże babunia, pisz niech tu więcej niebywa, zobaczysz. —