Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 193.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

knięta, czekając — rychło przyjdzie śmierć i wyzwolenie. Gdyby ją nawet kochał, co być nie mogło — mogłaż mu za czystą miłość jego, oddać skalaną istotę, którą skaził oddech występku i pocałunek rozpusty?
Jeszcze Julja nieskończyła pytania, na które Marja odpowiedzieć niemiała czasu, gdy Jan wytwornie ubrany, z dębowym liściem u fraka zręcznie przypiętym, tak że jego brzeżek wyglądał nakształt wstążeczki orderu ś. Huberta, wszedł poważnie do salonu.
Julja zczerwieniła się jak róża, pulsa uderzyły jej w skroniach, serce podniosło się gwałtownie — Marja zbladła jak ściana i oddech ściął się jej w piersiach.
Jan stał przed niemi. —
— Dziś pierwszy lutego! rzekł kłaniając się.
— Dziękuję panu za dotrzymanie słowa.
— A oto zielone, rzekł wskazując liść dębowy, cóż kiedy mimo największych starań zielone stało się prawie czarnem! Czy wszystko tak się zmieniło? spytał.