Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 216.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Jan wziął powoli rękę Julji, która mu jej nie broniła — serca ich uderzyły od magnetycznego związku.
— O! nie, nie, rzekł cicho — pani nie potrafiłabyś być tak srogą, tak ciężką dla tego, coby ci życie poświęcił. —
— Dla siebie i dla niego, musiałabym, odparła Julja...
— Co za niewiara!
— Dla czegoż tyle zawodów na świecie?
Drzenie ich głosu, cichsze wyrazy, zbliżenie ku sobie i ściśnięcie sobie dłoni długie, mówiące jak myśl — przerwało na chwilkę rozmowę, której słów dosłyszeć niemógł nikt, prócz nich samych...
— Juljo — ja cię kocham! głośniej trochę i z uczuciem wyrzekł nareście Jan.
— Wiem o tem — odpowiedziała — wiem o tem — i — nie będę panu — tobie — nie będę ukrywać — na cóż kłamać? — ja kocham cię także. —
Jan pomimo przytomności Marji zapomniawszy się padł na kolana. —