Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 231.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

znakiem najwyższej łaski. Starościna nie odmawiała niczego. Sknera brał i nieoddawał, rządził się, łajał, ale coraz bliżej krążył około Dąbrowej, do której jednak zajechać jeszcze nieśmiał. Nareszcie raniuteńko na ś. Annę, w dzień imienin staruszki, gdy jeszcze nikogo z gości nie było, pokazał się na ganku. Przyjęto go jak krewnego, jak znajomego, jak gościa. Trochę był tego dnia mniej żółty i udawał wesołego, ofiarował starościnie na wiązanie pudełeczko z kory brzozowej, Julję powitał po dawnemu i zainstalował się znowu, jakby nigdy nic nie zaszło między nim a tym domem.
Po sąsiedztwie gruchnęła wieść znowu, że prezes pojednał się ze starościną, że Julji wracają nadzieje ogromnych jego zapisów. Matylda, której sto tysięcy po najdłuższem życiu swojem, trochę przejednany rzucił prezes prawie ze wzgardą, nic już się po nim spodziewać nie mogła; bliższych krewnych niemiał.