— Gdzieżeś pan był?
— Daruje mi pani — dostałem zawrotu głowy, jestem jak nieprzytomny, muszę wyjść się ochłodzić.
Jakoż porwał się z kszesła, a Julja, która widziała wszystko, tak zręcznie wstała z kanapy i podeszła ku drzwiom, że go schwyciła na drodze.
Spojrzeli na siebie, lecz Jan nic nie przemówił, zbyt wiele otaczało ich osób, a ukryć co czuł niemógł.
— Janie! cicho szepnęła Julja, a głośniej — o! jakieśmy się dawno nie widzieli. — I obłąkanego śmiejąc się, aby pokryć co czuła, poprowadziła ku oknom. Tu z miną najobojętniejszą przemówiła do niego tak, aby nikt po twarzach ich poznać nie mógł, co mówili.
— Co panu jest?
— Panu? Juljo! i ty mnie pytasz o to? po takiem przywitaniu! po takiej boleści!
— A! daruj.
— Jeszcze chwila tej męczarni —
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 240.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.