Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 261.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

całym skarbem jej życia, rada je była strzymać, zahamować. — A gdy Jan krótko pobywszy uciekał od niej, zamyślała się licząc godziny do jego powrotu.
I poźniej jeszcze ośmieliła się spojrzeć na niego — a wejrzenia ich dziwnem losu zrządzeniem spotkały się, i powiedziały to, o czem sami niewiedzieli jeszcze tak zdradziecko, że oboje zarumienili się ze wstydu, z bojaźni.
Jan odjeżdżając powtarzał w drodze — Juljo, Juljo, godziż się szydzić z uczuć świętych, i na taką je wystawiać próbę? —
Lecz Jan kochał Julję, a Marja niczem się nie zdradziła. — Byli tylko poufalsi z sobą, przyjaciółmi już, którzy powoli odkrywali sobie serca tajniki.
Raz nawet Marja ze swej przeszłości smutne szczątki życia opowiedziała Janowi i Jan zabolał nad nią. — Biedna! biedna! rzekł w duszy — a tak sama jedna! a tak nieszczęśliwa!