Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 266.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Z książką w ręku przechadzała się Marja wzrok obłąkany tocząc do koła. Jan, widać to było z jego oczu, przybył z jakiemś postanowieniem stanowczem.
Przywitali się więcej zmięszani niż zwykle, przeczuwali coś strasznego oboje.
Jan długo szedł obok niej milczący. —
— Cóż to za wiosna, cicho mówiła Marja, w życiu mojem niepamiętam... podobnej (najpiękniejszą wiosną, jest zawsze ta w której kochamy).
— Niebo tak pogodne, powietrze tak łagodne, zieloność rozwija się tak żywo, kwiaty podnoszą główki jaskrawe, jakaś radość w powietrzu.
— O! gdybym to tak mógł czuć jak pani.
— Zdaje mi się, że nic panu nie przeszkadza, tylko zgryzoty sumienia i rozpacz w pierwszej swej sile mogą od tego widoku oderwać, i to uczucie przeważyć.
— Tak! zgryzoty — i rozpacz.
— Lecz możeszże pan nosić ciężar obojga?