Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Ostrożnie z ogniem 271.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

coś niepodobnego, oparłam się — opierałam —
Nie byłam jego żoną — leci mściwy i zajadły, niemogąc skalać serca, zostawił mi wstyd na życie całe. — Na tych ustach, gwałt wyrył plamy, te ręce skurczyła boleść rozpaczliwej obrony — Ja nikogo nie jestem godną.
Domawiając tych wyrazów Marja zachwiała się, omdlała — upadła.
Jan spojrzał na wpół umarłą, stał niemogąc ratować i straciwszy przytomność, powtarzał tylko do siebie jak szalony. —
— Nikogo... nikomu... śmierć. —
Szczęściem szukając ją od starościny służąca posłana po Marję, nadbiegła i Jan mógł się oddalić, ale nie poszedł po konia, nie wrócił do domu i zapuściwszy się w ogród, potem w pole i las, zabłąkał się bez celu.
Stan jego duszy opisać się nie daje. —
Ojciec niespokojny, rozesłał szukać go na wszystkie strony, gdyż na noc, ani na-