Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/014

Ta strona została uwierzytelniona.

Ile trzecie, porwane w wielkiéj czasu fali,
Niczyja, swoja nawet łza już nie obmyje.
O życie moje, życie, jak dziwne twe sploty,
W nich i kwiaty wesela i ciernie boleści.
I długie, długie chwasty nudy i tęsknoty
Ręka losu zmięszała, uplata i mieści.
I w nich jak w kleopatry koszu się ukrywa,
Ten wąż co kiedyś do piersi poskoczy,
I nim go ręka odepchnie życzliwa,
Jad w krwi ostatki wytoczy.



IV.


Śmiéj się z marzeń Józefie — na rolę niewdzięczną,
Sypiąc ziarno, które mnie przywiąże do ziemi;
Czułem jakbym obrączkę dawał jéj zaręczną
Jakbym brał ślub i z życiem i z troski nowemi,
I byłem — śmiéj się jeszcze — jak wenecki doża
Co pierścieniem ślubuje adryatyku morza.
A wracajm myślałem — Żegnajcie mi nieba,
Poco marzenia, księgi i nadzieje!
Ucięto Skrzydła, pracować potrzeba
I bogdajby mi lepiéj zeszło co zasieję,
Nad przeszłe moje, jakie miałem ziarno,
Które wiatr poroznosił i zginęło marno.