Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/041

Ta strona została uwierzytelniona.
—   33   —

Idźcie, rzekł do nich — Oto jest garść błota,
Na któréj ludów ćmy, czarnieją zdala.
Pramżu wam ziemię przewrócić pozwala,
I niech nią póty ręka wasza miota,
Dopóki ludzie nie zginą zuchwali,
Co ją występkiem skalali.
I poszły duchy i w ręce ją wzięły
Poczęły chytać i kołysać ziemię.
Wody do góry wzniosły się i wzdęły. —
I jak rzekł Pramżu — znikło ludzkie plemię.
Przez dni dwadzieścia i przez nocy tyle
Wanda i Wieja ziemię kołysali,
A resztka ludzi zagnana od fali,
Na gór wierzchołku, ściskana za chwilę,
Już zginąć miała;
Gdy Pramżu oknem wyjrzał na niebios krainę —
I ujrzał ziemię srodze skaraną za grzechy —
Pramżu jadł właśnie niebieskie orzechy;
I przez litość na ziemię wyrzucił łupinę,
Ludzie w nią wsiedli i wśród wzdętych fali
Na niéj się uratowali.
Wanda i Wieja wróciły w otchłanie,
A Paramżu święcąc pokoju godzinę,
Przez niebo rzucił na pojednanie —
Siedmiobarwną Linxminę,