Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.
—   42   —
Czarny duch.

Słyszał? dobrze — jam na to bluźnił i narzekał,
Abym Go dręczył, abym Mu dopiekał.

Archaniół.

Możeż Boga, szatańska z piekieł dręczyć mowa?
Twój głos jak szumy wiatrów bezsilny podlata
Bóg słyszy — cierpi do czasu.
Tyś jest Mu ludzi probierczym kamieniem,
Ci, których zwiedziesz, nie warci są nieba —
Ci, co się oprą szczęśliwi na wieki.
Bóg dał im rozum i wolę
I z jednéj strony niebo im otworzył,
Z drugiéj piekło położył.
Niechaj co zechcą wybiorą,
Bóg posyła mnie do Ciebie,
Ty nad tym krajem rozciągnąłeś skrzydła
Ja — będę go bronił.

Czarny duch.

Ty? ty? go będziesz bronił?
A jaką bronią? — Nadzieją?
Nadzieją, gdy ja roskosze
Dumy nasycenie, złoto,
Tyle im tyle przynoszę!
Cóż ty naprzeciw postawisz?
Krzyż? A wieszże ty co krzyż w Litwie znaczy —
Nie Zbawiciela, nie miłość i zgodę,