Powróć nazad, ażebyś za roskoszy chwilę,
Dla imienia człowieka, niedręczył się tyle
Ile my z każdą dręczym się godziną!
Póki czas wróć do nieba, zkąd idziesz dziecino!
Ujrzysz ludzi i świat ten — nie patrz na nich lepiéj!
Będziesz musiał pogardzać, albo nienawidziéć,
Miłość własna twój rozum porwie i zaślepi,
Będziesz płakał nad matką, z ojca będziesz szydzić.
A jeśli umysł kiedy obrócisz na siebie,
Sobą biedny pogardzisz! O! lepiéj tam w niebie.
Wróć dopóki czas jeszcze. Gdy świat cię otoczy
Kiedy ciebie z aniołka przemieni na zwierzę,
Ujarzmi twoją duszę, zaćmi twoje oczy,
I wolą nawet wówczas od ciebie odbierze.
Jęczeć będziesz nad sobą i przeklinać życie,
Lecz w sercu — nędzny! żyć będziesz chciał skrycie.
Wróć dopóki czas jeszcze, odepchnij pierś matki
Umrzyj, o! umrzyj dziecię, na coś się urodził?
Te łzy których nieczujesz, to przyszłe zadatki,
Łez któremi twe życie będziesz kiedyś słodził.
Pójdą z tobą w świat razem z matczynnego łona,
Bo z niemi człek się rodzi, z niemi żyje, kona.