Oj! w gardle mi zasycha,
I myśl lotem znużona
Zniża się, pada, kona —
Prędzéj, prędzéj kielicha!
Bo przykro spać na ziemię, gdy kto w niebie bywa!
Cóż to za lurę znowu ten hultaj naléwa?
A toż skąd ta nowina?
Ja takiego nie piję!
Lepszego daj tu wina,
Ja w takiém ręce myję!
Teraz jeśli słuchacie, powiem co raz w niebie
Widziałem zdala, będąc za obłokiem skryty.
Ty co patrząc wiek cały na niebios błękity
Nic oprócz gwiazd niewidzisz — ta bajka do ciebie!
Widziałam jednę duszę, którą Bóg za karę
Skazał na wieczną wędrówkę po światach,
Widziałem ją więzioną w bryły głazu szare,
Widziałem ją żyjącą w naszéj ziemi kwiatach.
Potém była robaczkiem, motylem, zwierzęciem
I przez lat tysiąc jeszcze od końca daleka,
Stając się coraz zmyślniejszém bydlęciem,
Widziałem jak w téj ziemi wstąpiła człowieka!
O! myślałem niebaczny — przecież koniec próbie
Dusza do nieba prosto poleci z człowieka!
Lecz, ledwie zimne ciało zasypano w grobie.
Inny los, dłuższa męka nieszczęśliwą czeka.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/093
Ta strona została uwierzytelniona.
— 85 —
Tom 1.8