Straszniejsza jeszcze! — przybiega szalona
Dręczyć na dni schyłku,
Każe w ustach kobiety, u kobiety łona,
Spragnionéj duszy, szukać roskoszy posiłku.
Lecz brudna miłość druga i roskosz jéj licha!
Bo nie ma dziewiczego młodości uroku,
Téj łzy smutnéj a miłéj zawieszonéj w oku,
Tych westchnień naumyślnie powtórzonych z cicha,
Pierwsza miłość, ostatnią jest szczęścia godziną,
Z nią wszystko ginie — jedne wspomnienia nieginą.
Lecz dość tego, z łez, westchnień smutnego przędziwa!
Naléj mi wina! Czara co pół garnca trzyma,
Roskoszy tyle w sobie i wspomnień ukrywa
Ile ich i w młodości i w miłości niema.
Dobrze czasem pogwarzyć i powzdychać społem,
Gdy na smutek lekarstwo tuż gotowe stoi,
Kiedy siedzim za szumnym biesiadniczym stołem,
Kiedy łza i westchnienie winem się upoi!
Lecz wiek cały tym bredniom na łup dać niebacznie,
Kończyć dzień smutno, gdy się nie wesoło zacznie,
Nierozum! tak — nierozum — podaj no tu wina!
Powieki mi się kleją i sen brać zaczyna!
Fe! A wy już oddawna jak spostrzegam śpicie?
Spią! we śnie utopili najdroższy skarb — życie!
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.
— 89 —
8*