Choć jéj dawno nie było, on nienasycony,
Długo ją przed tęsknemi oglądał powieki.
Potém noc czarna, długa nieprzespana,
Przed okiem jego myśli stanęła straszliwa,
A dusza wrażeniami dnia rozkołysana,
W snu spowita kajdanach, spać się niespodziéwa.
Nie! Paolo nie zaśnie, bo nadto głęboko
Zajrzał wzrokiem niewczesnym — zawiele zażądał,
Jeden mu obraz kreśli nieposłuszne oko,
Widzi ciągle, co tylko przez chwilę oglądał.
Biada mu! już spokojność, sen i szczęście jego
Razem z wiekiem dziecinnym daleko odbiegą!
I nie wrócą mu nigdy, chyba gdy zgrzybieje,
I w spiącéj duszy zamrą chęci i nadzieje! —
Paolo wyjrzał oknem. Świat cały spoczywa.
Tylko zdala gitary brzmienie się odzywa,
I śpiew cichy, ostróżny, półgłoskiem nucony,
Śpiew — prosto z okien jego ulubionéj.
Słucha. Głos ten nie z jéj się piersi wydobywa,
On zna głos jéj i pieśni — ona tak nie śpiéwa.
To nie mąż, nie mąż stary, latami złamany,
Co życia swego prace chcąc nagrodzić sobie
Śpi dniem i nocą i żyjąc zaspany
Czeka rychło zaśnie w grobie.