Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

Choć jéj dawno nie było, on nienasycony,
Długo ją przed tęsknemi oglądał powieki.


III.
ŚPIEW.

Potém noc czarna, długa nieprzespana,
Przed okiem jego myśli stanęła straszliwa,
A dusza wrażeniami dnia rozkołysana,
W snu spowita kajdanach, spać się niespodziéwa.
Nie! Paolo nie zaśnie, bo nadto głęboko
Zajrzał wzrokiem niewczesnym — zawiele zażądał,
Jeden mu obraz kreśli nieposłuszne oko,
Widzi ciągle, co tylko przez chwilę oglądał.
Biada mu! już spokojność, sen i szczęście jego
Razem z wiekiem dziecinnym daleko odbiegą!
I nie wrócą mu nigdy, chyba gdy zgrzybieje,
I w spiącéj duszy zamrą chęci i nadzieje! —
Paolo wyjrzał oknem. Świat cały spoczywa.
Tylko zdala gitary brzmienie się odzywa,
I śpiew cichy, ostróżny, półgłoskiem nucony,
Śpiew — prosto z okien jego ulubionéj.
Słucha. Głos ten nie z jéj się piersi wydobywa,
On zna głos jéj i pieśni — ona tak nie śpiéwa.
To nie mąż, nie mąż stary, latami złamany,
Co życia swego prace chcąc nagrodzić sobie
Śpi dniem i nocą i żyjąc zaspany
Czeka rychło zaśnie w grobie.