To nie on! onby pewno po nocach nie śpiewał
I nim wiersza dokończył, kaszlałby lub ziewał.
A tam głos czysty, męski choć stłumiony,
Pieśń wesela wprawnemi wyśpiewuje tony.
— Kto to? — myśli Paolo — czoło mu się chmurzy,
Nadstawia ucha, za sztylet porywa,
Tysiąc domysłów sercem jego burzy.
— To on! — woła nareszcie, onto dla niéj śpiéwa!
O! znam głos jego, poznałbym go wszędzie.
To on! — Paćjenco, on jest razem z tobą,
Naciesz się, naciesz, krótką szczęścia dobą;
Jutro on śpiewać nie będzie...
Drżący się z łoża Paolo porywa,
Sztylet w dziecinne ściska silnie dłonie,
Westchnął ku niebu, świętym i Madonie
I cicho pod drzwi przybywa:
Ale już w nocnéj niepojętéj ciszy
Ucho zazdrości nic nawet nie słyszy.
Ustały pieśni i dźwięki i słowa —
Głuche milczenie, a potém — rozmowa.
Franczesko! na to niebo, zwróć oczy aniele,
I tam zapewne miłość i szczęście przebywa!