Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

Za nim z sztyletem w ręku, z palnemi oczyma
Idzie Paolo z drżeniem, uśmiechem, nadzieją,
Idzie, spieszy, Franczeska wciąż na oku trzyma
Krew burzy mu się w sercu i wargi sinieją,
Już się pod progi pałacu zbliżali,
Paolo patrzy jeszcze — szybko się pomyka
I przed bramą z uśmiechem wita przeciwnika
I drżący wota cicho:
— Signor! nie idź daléj!
Zawróć się za mną — ja w pilnéj potrzebie,
Od dwóch ulic napróżno doganiałem ciebie,
Czeka cię jedna donna — Zaprowadzę do niéj.
Chodź, chodź!
— Powróć posłańcze i powiedz jéj proszę,
Że teraz iść nie mogę. Lecz nic nas nie goni,
Nie ucieknie nam miłość, nie ujdą roskosze.
Lecz teraz —
— teraz męża właśnie w domu nie ma.
Mąż zazdrosny dniem, nocą na oku ją trzyma.
Teraz lub nigdy Signor, stąd iść niedaleko,
Piękna donna! oddawna za tobą szaleje,
Próżno codzień cię goni z balkonu powieką,
Karmi łzami oddawna zawodną nadzieję.
Wie nawet panie skąd wracasz tak wcześnie,
Kto twą kochanką — ale chce szalona
Na chwilę ciebie mieć u swego łona.