Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

Daszka płakała po rodzinnej stronie,
A łzy na zbroję żelażną spływały,
Ciekły po zbroi i w prędkim pogonie,
Po zbroi ciche na ziemię spadały.
A rycerz milczał, konia naglił nogą,
Sciskał dziewczynę i lecieli drogą.

Potém jéj szeptał — Nie patrz w tamte strony,
Nie patrz kochana, łzawemi powieki,
Nie żegnaj domku, ogródka na wieki,
Bo żal ci serce chwyci w twarde szpony.
Patrz na przód drogi, jak przy rannym świcie,
W koło nas, pola uciekają, gaje,
Jak wszystko nowe z dniem zaczyna życie
Jak się wesołém wydaje;
Jak coraz daléj z za gaju, z za góry,
Góra i lasek znów inny wyskoczy.
Jak tam płaszcz nocy zsuwa się ponury
I dzień niebieskie otwiera już oczy.
Nie patrz za siebie!
— Ach! pozwól, mój drogi,
Pozwól mi spojrzeć, tam tyle zostało!
Moje pamiątki, mój ojciec i Bogi,
I młodość moja i łez mych niemało! —
— Nie, Daszko, niepatrz! na przedzie przed nami,
 Piękniejszy widok — Ot tam za lasami,