Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/170

Ta strona została uwierzytelniona.

Patrz, wszak Krzyżacy tuż,
Mord ledwie się zaczyna!
Czy boisz się zabijać, gdy się nikt nie broni?
A wolisz przyjść po łupy, gdy nie ma nikogo?
Patrz! niewidzisz Krzyżackich rycerzy i koni,
Jak pędzą drogą?
— Tam Litwini zwyciężcy, wołał Gerhard z cicha,
Nassi zginąć musieli, słyszę pieśń Litwina!
Pieśń ta, nie pieśń żałoby, naszą krwią oddycha,
Płomień już żółte głowy ku ziemi nagina!
Gaśnie pożar i wrzaski zagasły, dziewczyno
Nie bij mojego konia, wróćmy w dawną drogę!
Targnął, chciał wstrzymać, koń pędził doliną
I nieczuł cugli, tylko czuł ostrogę,
Leciał i leciał. Krzyżak z trwarzą bladą
Próżno wartkiego zawracał rumaka.
Jechali prosto, tak jak wiatry jadą —
Siniały ręce, strach chwytał krzyżaka.
Już było blisko, wyraźniejsze krzyki
Tętniały w uszach zlęknionych rycerza,
Targnął znów konia — Napróżno! koń dziki
Nie czuł wędzidła i nogą uderza,
Łbem rzuca tylko, sroży twardą, grzywę,
Parska ognisty — leci prosto, leci!
Już widać Litwy gromady straszliwe,
Już bliski pożar na zbroi mu świeci.