Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

I my będziem biegali.
Stój cicho, niech odpadnę —
Zapachy jakieś w około.
I rączki jakie ładne?
I wymuskane czoło!
Co na ręku pierścieni!
Suknie leżą ulane!
Ach! dwie chustki w kieszeni!
Odgadłem — wnet przestanę.
Jesteś motyl mój bracie, sławny z twéj urody,
Niepomny na twą przyszłość, lecisz życia drogą.
Myśląc że tak jak dzisiaj wiecznie będziesz młody.
Że lata twych skrzydełek poczernić nie mogą.
Rano budzisz się z losem wojować o złoto,
W południe, winem bieżysz zalać słabą głowę,
Wieczór czułą i skromną przeciągasz rozmowę,
Z wcieloną twéj kochanki pięknością i cnotą!
A zawsze pełen dumy, w każdéj dnia godzinie,
Szczęśliwy! siebie mienisz największego z ludzi!
Lecz gdy młodość i piękność, daleko odpłynie,
Straszna się prawda wówczas w twéj głowie obudzi.
Ta prawda resztę twoich dni połknie łakomie,
Ujrzysz siebie nikczemnym, rzuci cię świat cały,
A wspomnienia w twém sercu tlejąc niewidomie,
Resztki twojego życia będą pożerały.
Dziś, u kolan kobiety, za stołem, zwierciadłem,