Jak nad gruzami zamków ranna gwiazda świta —
Ja umrę, twoje zemną wspomnienie utonie!
I nikt na téj szerokiéj, skamieniałéj ziemi,
Nikt, ktoby cię pamiętał, ktoby na twym grobie,
Szukał cię, wołał, wzywał powieki łzawemi.
I westchnął raz za tobą, raz wspomniał o tobie!
Patrz!czas leci i skrzydłem wszechwładném zamiata,
I ludzi i pamiątki i wielkości świata —
Tyś poszła, a ja pójdę — jakbyśmy nie żyli —
Urodzim się, pocierpiem — umrzemy w pół chwili!
A ziemia, jeszcze nam może
W swojém łonie pozazdrości,
Miejsca na zimne łoże?
Wyrzucą nasze kości.
I nowy jaki tułacz zstępując do dołu,
Zgniecie, rozsypie resztki naszego popiołu! —
Zginiemy!! — Zginąć było odwiecznym rozkazem —
Zginiem luba na wieki — Gińmy — byle razem!
I ginąć lżéj jest razem! — Niechby tam w mogile,
Proch nasz razem się zsypał — połączył na wieki.
Ach tu, tutaj nas przeszkód rozdzielało tyle!
Duszą byłem przy tobie — a ciałem daleki!
Któż wié? może mnie piekieł czekają katusze?
Niech się prochy połączą, gdy nie mogą dusze! —
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.