Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/246

Ta strona została uwierzytelniona.

Zakrył od dészczu; osłonił od gromu,
Lecz szczęścia nie kupicie, choć kupicie wrzawy.
Wolę ja nasze chatki, klóremi wiatr chwieje,
Gdzie przez szczeliny i okienka błyska,
Kędy przez dachy dészcz leje,
I szparami ścian się wciska.

Patrz! burza na ten gmach leci,
Stanęła, stoi nad dachem,
I tysiąc błysków w niéj świeci,
I chciała jednym zamachem
Rozbić pół bożków, gmach złoty,
A gniewy jéj próżne były,
On stał cierpliwy na groty,
Wiatry go nie nachyliły,
I piorun go nie zapalił,
Tylko mały domek blisko,
Biednéj rodziny siedlisko,
U nóg się jego obalił!! —



VI.

Burza leci, coraz bliżéj,
Módlcie się, bo śmierć jéj bratem,
Żegnajcie się ze światem,
Już niżéj, niżéj, niżéj,