Już po nad drzew głowami,
Ociera się i warczy,
O ludzie! modlitwami,
W Bogu szukajcie tarczy,
Człowiek was nie ocali,
Ziemia i niebo się pali.
Widzisz tam szubienica i trup się kołysze,
A przed nim siedzi kobieta strapiona,
A nad nim kruków głodne stado dysze,
A pod nim wilków trzoda wygłodzona. —
Oddaj mi syna, puść go na chwilę,
Niech go uściskani raz jeszcze,
Kruków nad głową lata mu tyle,
I kwiat tak zimne napędza deszcze.
I mróz z północy tak wionie,
Ja go utulę, osłonię — —
Nocne godziny tak biegą!
Oddaj mi syna, bo któż na ziemi,
Większe ma prawo do niego? —
Jam go piersiami karmiła memi —
Krew jego to krew moja — jego — moje ciało,
I dusza jego moja, wszystko — któż na świecie
Kochał więcéj, jak kochało,
Matczyne serce — dziecię?? —