Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 1.djvu/263

Ta strona została uwierzytelniona.

Boże! tyś memu sercu za bogactwa świata,
Dał wielki skarb miłości, skarb niewyczerpany,
I byłam nim szczęśliwa, byłam nim bogata,
Nie mając tylko miłość i tylko łachmany.
Potém, kiedym jak kwiatek na skalnéj dolinie,
Wyrosła z nędzy piękną i zakwitła wiosną,
Wszyscy kochali wdzięki, w ubogiéj dziewczynie,
Bo wszyscy kwiatki lubią, choć na skałach rosną.
I oni mnie kochali, mogłażem nawzajem,
Nieoddać im miłością!? Sprawiedliwy Boże!
My ludziom gniew ich gniewem, złość złością oddajem,
Czyliż miłość, miłością oddać się nie może?
Rosły w Lewitów ogrodzie dwie róże,
Jedna kolcami ubrana do koła,
Nikt jéj zobaczyć, nikt zerwać nie może,
Ani ją kapłan uplotł do kościoła,
Ani ją piękna narzeczona młoda,
U białéj piersi nosiła pół chwili,
Zeszła, wykwitła, zwiędła wśród ogroda,
Ludzie ją nie postrzegli, ptacy porzucili.
Druga wykwitła, bez kolców wysoko,
I choć wiedziała, że zwiędnie urwana
Nęciła ręce, porywała oko,
I chciała tylko chociażby pół rana,
Choćby pół chwili być piękną dla kogo.
Kwitnąć nie sobie, pachnąć nie dla siebie;