Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.
Posłaniec.

Już ja tu do dwóch dzbanków zaglądałem —
A jak mnie czasem napój tak ochłodzi,
Że koń gdzie w drodze wyrzuci siedzącego?


Mołnia nalewa.

Co znów za myśli? możeż przyjść do tego?
Kto tak przywykły do trudów i znoju,
Ten pewnie wody nie pijał ze zdroju.
Lecz przywykł także winem się ochłodzić —
Napij się trochę — (podaje kubek).


Posłaniec.

Muszę ci dogodzić!


Mołnia nalewa i częstuje przez całą scenę.

Cóż u was słychać, jak tam Księżna Pani.
Czyli nam sprzyja? czy tam na nas czeka?


Posłaniec upijając się coraz bardziéj.

Stara, żadnego nie cierpi człowieka,
Nikomu rada, a każdego gani!
I wy nie lepsi — ona tylko zwleka!
Inaczéj myśli — a zamki książęce.
Coby się w zięcia miały dostać ręce,
Rada że trzyma, nie da Księżnéj młodéj,
Na jéj pogrzebie, będą chyba gody,