Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

Ranek pozłocił nieba błękity,
W zamku niepokój i jęki,
Księżna zabita i Kniaź zabity,
Lecz z czyjéj polegli ręki?? —
Ranek na niebie wesoły świta,
Smętarz się pieśnią rozlega,
Co to za człowiek, co za kobiéta,
Do świeżych mogił przybiega?
I płacze gorzko, siebie przeklina —
— Ja Kniazia krwią się oblałam,
Jego kochanka biedna dziewczyna,
Zemściłam się, jak kochałam!
Bo Kniaź bogaty, wziął Księżnę sobie.
Kiedy na łożu usnęli,
Wśród nocnéj ciszy, o nocnéj dobie,
Zabiłam ich na pościeli.
Weźcie mi życie! — pójdę do niego,
Pójdę do nieba czy piekła
Tak krzycząc padła — ludzie się zbiegą.
Ciżba ją stamtąd wywlekła,
Szła noc powoli, szumiały drzewa,
Czyja to nowa mogiła?
W niéj biedne dziewczę ziemia pokryła
A nad nią brzoza powiéwa.