Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu w wiecznéj walce — i z ludźmi i z sobą,
Ileż to cierpień za roskoszy chwilę!
Ileż dni smutną pokrytych żałobą —
Za mało dobra — trosków i łez tyle!
Tyle sromoty przed Bogiem i sobą!

(chodzi)

Nie! póki życie w piersiach jeszcze noszę,
Kniaź Dymitr drugiéj nie będzie miał żony.
On mój — i życie jego i jego roskosze
I wszystko jego — moje. Czegoż chce spragniony?
Nowéj pieszczoty, nowych oczu, twarzy,
Nowych uścisków i złota bez miary —
Złota i złota! — On w swéj głowie marzy,
Że kiedy w złote zadzwoni puhary,
I młodą żonę uściśnie szalony,
Szczęście mu przyjdzie od złota i żony.
O! kiedy sercu twemu nie dość jednéj,
Nie dość tych bogactw — próżno szukasz wszędzie.
Gromadząc ciągle, pozostaniesz biédny,
Gdybyś świat dostał — nic dosyć ci będzie!

(patrzy w około).

Lecz noc już późna, czas tę biédną głowę
Złożyć na chwilę, na twarde posłanie —
Jutro dzień nowy, a z nim troski nowe!
Jutro — o Boże! co się z jutrem stanie! —

Koniec Igo aktu.