Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.
Hendza.

Wszak łrzeźwy, wczoraj byś powrócił?


Posłaniec.

Przecież mówię, że koń się z nogami pokłócił,
Ile razy go zatnę, chwieje się i pada,
Pędzę — staje jak wryty, albo w rów mnie składa —
Musiałem iść piechoto, ledwiem dziś nadążył,
Nówiąc pacierz po ciemku, trochem jeszcze krążył,
Z pół mili nałożyłem — Ale jeszcze rano,


Hendza żywo.

Ale ci wcoraj powrócić kozano


Posłaniec.

Kazano! alboż trudno panom dać rozkazy!
Niż raz spełnić, wolałbym rozkazać sto razy! —


Hendza.

Milczeć! dość że kazano — Księżna Pani wczora,
Zdrzemnąć mi się nie dała całego wieczora —
— Czy nie wrócili — nie wrócił? — co mu się tam stało?
Miałem z twojéj przyczyny zgryzoty nie mało.
A teraz znowu, takie niesiesz wiadomości,
Których nie śmiem sam Księżnie oznajmić Jéjmości,
Jak chcesz się sobie sprawuj pleć czy nie pleć sobie,
Ja się nie mięszam — i wiem już co zrobię —

(puka do drzwi na prawo)