Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/074

Ta strona została uwierzytelniona.

Ty — twoi wszyscy — świat — słudzy w około —
Wszyscy pokorni, kłaniają się wszyscy,
I gną do ziemi brudne serce, czoło
Dopóki przy mnie, dopóki są blizcy —
I myślą że mnie pokora omami,
Gdy tu życzliwi, a szydzą za drzwiami!
Myślą że niedołężna pozorom uwierzę,
Że mnie podbiją ukłonem i miną —
Oni co oszukiwać mogą tylko szczerze —
Oni — ty — wy — Precz z oczu, precz z oczu gadzino!

(chodzi żywo milczy, potém obraca się).

Tak! szydzicie z rad moich z gniewu, ze wszystkiego,
Znam ja skrytości serc ich i serca twojego. —
Czyli ci miło w rodzicielskim domu
Czyli dzień minie bez łez lanych pokryjomu,
Czyli się kiedy piosnki z ustami widziały?
Wzdychasz, za okno patrzysz i płaczesz dzień cały,
Pokorna powierzchownie, łajesz matkę skrycie,
Niemiłe ci jéj słowa, rady, prośby, życie —
Toż to Pan Bóg przykazał dziecięciu dla matki?


Halszka.

Co mi Pan Bóg przykazał dochowuję ściśle —
Chciałabym twego życia osłodzić ostatki,
Kosztem mego przedłużyć — Nic złego nie myślę,
Szanuję cię i kocham —