Chcesz matko, bym wymówek wysłuchawszy tyle,
Mogła otrzeć z łez oczy i serce na chwilę?
Cóżem ci zawiniła, uczynkiem lub słowy?
Z serca się człowiek sądzi, nie czynów i mowy —
A któż widział to serce? Niech Bóg co nas sądzi,
Skarze mnie, jeślim przeciw méj matce zgrzeszyła.
O! niech skarze! niech skarze — kto kłamie i błądzi,
Wart kary, wart męczarni — a ty grzeszysz siła.
Pokaż mi swoje serce — ja słowom nie wierzę —
Widzę łzy, widzę żale, lecz czy płaczesz szczerze?
Płaczesz gdy mówię prawdę, w myśli nieżyczliwa,
Może głos twego serca, śmierci na mnie wzywa —
Lecz Bóg życzeń nie słucha — Bóg twoje życzenia,
Z głowy matki, na głowę dziecięcia przemienia.
Czeka cię piekło — nieszczęsna! — męczarnie —
Przeżyję cię i przeklnę i ty zginiesz marnie — !
Niech zginę — na co życie? Ileż razy Boże,
Wzywałem śmierci — szukałam do koła!
O! czemuż nieszczęśliwy napróżno jéj woła,