Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/093

Ta strona została uwierzytelniona.
Wasil podchodząc do Dymitra.

Dobrze że uciekają! — Nie mówiłem Książę,
Że najsilniejsze poczty zamku nie osłonią,
Jeżeli głowy nie ma wszystko się rozwiąże.
Ten tu, bieży samopas, tamten ówdzie leci,
Stracili głowy, rozum — osłabli jak dzieci —
A gdzież Halszka się dziewa — jeszcze jej nie wiodą

(chodzi)

Ta (wskazuje na Księżnę)
znów leży, jak zmarła — próżno leją wodą,
Jak kamień! o! to ja tak przeląkłem bratowę,
Wolałaby śmierć widzieć, niżeli twarz moję —
Wie, jak mnie rozdrażniły rosterki domowe,
Wie! — lecz ja nie ustąpię i nad nią postoję.
Niech w pierwszém obudzeniu, widzi na méj twarzy,
Zemstę, która się cicho, dawno w sercu warzy —
Niech kona, niech umiera — przed memi oczyma,
Komu zemstę przysiągłem — przebaczenia nie ma.


Dymitr.

Lecz dziś, nie mścić się Kniaziu, my tutaj przybyli,
Trzeba łagodnie wszystko z początku przełożyć,
Niech mając nas za wrogów, Księżna się omyli —
Będzie jeszcze czas z gniewem, zemstą się otworzyć,
Ja mam jeszcze nadzieję, że skończymy zgodą.