Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA XII.
Ciż sami Halszka — Słudzy wysłani wprzód wnoszą ją na ramionach omdloną prawie, przez drzwi lewe. Dymitr prędko przyskakuje do niéj, chowając miecz do pochew i rzucając hełm na podłogę. Halszkę sadzają powoli to krzesło — ona dopiéro oczy otwiera. Dymitr klęka przed nią. Sługi tym czasem ocucają Beatę. Na Zamku wrzawa ciągła, ustająca powoli i wszczynająca się znowu.
Dymitr do Halszki.

Pewnie przelękła Księżnę ta na zamku wrzawa?
Każę tumult ukończyć, załogę rozbroję?
Już też próżna obrona powoli ustawa,
I za chwilę ucichną wszystkie draby moje.
Nie było bać się czego, jam przyszedł ze zgodą,
Czym winien że sromotnie zamknąć bramy chcieli?
Ucichną wnet, na miejsce wszyscy się rozwiodą —
Uspokój się Księżniczko — widzisz przyjacieli —
Oto stryj wasz, który wam zawsze dobrze sprzyja,
Oto ja — co dam głowę, za dobre twe słowo.


Wasil idąc ku Halszce.

Halszko — oczu nie spuszczaj — nie poznałaś stryja!
Który ci męża wiedzie —