Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.
Halszka odpycha go.

Precz!


Wasil.

Pięknieś bratowo!
Nauczyła odpychać pokrewnych ostatki!
Halszko! nie znasz nas Halszko — stryj i narzeczony!


Halszka.

Precz! gdzie matka? puszczajcie! ja pójdę do matki!


Dymitr wskazując Beatę.

Matkę waszą ocucą — odpocznijcie chwilę —
Przelękła się —


Wasil.

Strach pewnie nie dręczył ją tyle,
Jak niemiła twarz moja!


Ksiądz zbliżając się.

Miejcież w sercu Boga.
Wstrzymajcie mord, rabunek — wy gorsi od wroga,
Pod skórą przyjacieli wdarłszy się w te mury,
Krwią własną zbroczyliście zacisze spokojne,
Najezdnikby się może, ulitował który,
Wy bracia, z bezbronnemi prowadzicie wojnę.
Tam Księżna z strachu prawie utraciła życie.
Tu nad drugą się jeszcze bez serca pastwicie.
Kniaź Wasil chceli zemsty z krwi własnéj? —