Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.
Beata obracając się do dworzan.

A wy słudzy zbrodniarza, co tutaj stoicie —
Odbierać dziecię — prawa gwałcić pozwolicie?
Żaden z was nie ma siostry, matki — córki — żony —
Patrzcie! i was to czeka — i wy bez obrony
Najdroższe swoje skarby widząc w jego ręku,
Będziecie jęczyć, i nikt nie usłucha jęku —
Brońcie! brońcie!


Wasil.

To swoi — żaden się nie ruszy —
No! puścisz ty tę rękę!! — ?


Beata.

Łotrze! tyś bez duszy —
Bez serca! tyś nie człowiek! — Zlituj się —

Wasil popycha Beatę tak mocno, że upada na wznak —
potém porywa Halszkę za rękę i na krok
odprowadza ją mimo oporu).
Beata padając.

— O Boże!

(Sługi (kobiéty) które stały w ciągu sceny przelęknione
na boku przybiegają ocucić ją i podnieść).
Wasil podając rękę Halszki Dymitrowi.

Weź! oddaję ją tobie!