Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
Dymitr.

Jakżem ci niemiły?


Wasil.

Nie wie co mówi — to usta mówiły.
Lecz co myślała!! — chce iść prędzéj może —
Chodźmy

(ciągnie ją ku drzwiom na lewo).


Halszka padając na ziemię.

Nie pójdę!


Dymitr ze złością, chwytając ją.

Pójdziesz — skarz mnie Boże!
Prosiłem wprzódy, teraz rozkazałem.


Halszka na ziemi.

Nie pójdę!


Dymitr ciągnąc ją ku drzwiom.

Nadto, za długo czekałem,
Patrz, drżą mi ręce, krew bije do głowy,
Ja mąż od własnéj odepchnięty żony,
Mamże z nią walczyć kobiécemi słowy —
Uledz jej prośbom i odejść zhańbiony?
O! nie — na piekło, ty musisz iść ze mną —

(ciągną ją gwałtem oba).


Halszka.

Ratujcie! ratuj!