Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.
Grabarz.

Wiem — dobrzeby to było — lecz brać za co nié ma,
Wydałbym złego człeka, lecz skąd go wziąść proszę?


Kasper.

I dość już — dość — widziałem własnemi oczyma —
A człek przecie nie głupi, ma rozum potroszę.
Naprzód ty nie masz brata. Gdybyś miał — inaczéj
Wyglądałby zapewne — jak my wyglądamy —
Rozpoznałbym swojego od obcych tułaczy —
My takich sukni, oczu i wzroku nie mamy —
Strach mnie bierze, jak wspomnę na tego człowieka


Grabarz.

Sukniom nie dziw się wcale, bo przyszedł z daleka,
Oczy prawda miał straszne i wzrok zasępiony
Lecz nie dziw — to od płaczu.


Kasper.

Czy nie stracił żony?


Grabarz.

Nie! gorzéj — dzieci dwoje —


Kasper.

A! to się nagrodzi!
Dzieci (śmieje się). Co my gadamy, ja temu nie wierzę.
Z poczciwych ludzi tak się żartować nie godzi,