Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Poezye tom 2.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.
Mołnia.

Nie — spocząć tylko tutaj chciałem —
Taka mnie słota, burza, wśród drogi napadła.
Dobrze że z waszéj łaski trochę się ogrzałem,
Jeśli wam nie zawadzę, gdy tutaj zabawię,
Przespałbym się gdziekolwiek, na ziemi, na ławie —


Grabarz.

Najchętniéj! lecz nieszczęście do mnie was zaniosło,
Widzicie jaki stan mój i jakie rzemiosło
Nie miłe są te znaki śmiertelne w mym domu
Weselejbyście może w gospodzie usnęli.


Mołnia.

Wyście nie radzi?


Grabarz.

Dachu nie żal mi nikomu,
Z każdym się chętnie człowiek, czém dał Pan Bóg dzieli —
Podwójniebym był grzeszny przed jego oczyma,
Gdybym w burzę ode drzwi odepchnął pielgrzyma.


Kasper cicho.

Niech idzie!


Mołnia.

Ja się za was modlić będę szczerzé —